Zielony promień (Le rayon vert, 1985) tojeden z najpopularniejszych filmów Erika Rohmera. Piąty z serii Komedie i przysłowia jest dla twórczości reżysera zarówno w pewien sposób typowy, jak i szczególnie wyróżniający się na tle pozostałych. Z jednej strony eksploruje w nim ulubiony motyw wakacji – niczym w Kolekcjonerce, Paulinie na plaży czy późniejszej Opowieści letniej. Dialogi są częściowo improwizowane, a postać graną przez Marie Riviere można śmiało potraktować jako przedłużenie roli neurotycznej Anny w otwierającej cykl Komedie i przysłowia: Żonie lotnika. Jednocześnie film ten jest znacznie bardziej stylizowany niż większość obrazów serii – odniesienia literackie do książki Zielony promień Julesa Verne’a są dane widzowi wprost, raz po raz pojawiają się lejtmotywy zieleni i kart, a w szczególnych momentach występuje muzyka Jeana-Louis Valero, co jest prawdziwym ewenementem u reżysera zwykle nie korzystającego z usług kompozytorów.
Historia sekretarki Delphine (Marie Riviere), która po niedawnym rozstaniu musi zrewidować wakacyjne plany i usiłuje znaleźć dla siebie odpowiednie miejsce na spędzenie urlopu, jest jedynie pretekstem dla symbolicznej opowieści o poszukiwaniu miłości, własnego ja i szczególnego rodzaju oświecenia. Zielony promień, podobnie jak w książce Verne’a należy rozpatrywać jako symbol nadziei na zmianę i zyskanie samoświadomości. Zieleni, podobnie jak wielu innym barwom w kulturze przypisuje się dwojakie znaczenie, zarówno pozytywne, jak i negatywne. Pozytywna symbolika według Władysława Kopalińskiego[1] to oczywiście życie, zdrowie i płodność, a także związane z nimi wiosna, młodość, miłość, przyroda oraz odrodzenie. To barwa powodzenia, radości i wiary. Jej symbolizm bardzo często wiąże się z harmonią – to kolor pokoju, równowagi, bierności. Ma też znaczenia intelektualne jako znak mądrości, intuicji, wtajemniczenia, oczekiwania. Do negatywnej symboliki – obok szekspirowskiej zazdrości (cytat z Otella o „zielonookim potworze zazdrości” oraz z Kupca Weneckiego – „zazdrość z źrenicą zieloną”), zawiści, strachu, zaliczają się też cechy wynikające jakby z niedojrzałości, swoistej zieloności: niedoświadczenia, niezdecydowania. Tradycja przypisywania humorom kolorów, wiążę zieleń z melancholią[2]. Wiele z tej symboliki odnajdziemy w filmie zarówno w kontekście zachowania, charakteru jak i pragnień głównej bohaterki. Melancholijnej, niezdecydowanej, ale wierzącej w intuicje i mającej nadzieję na doznanie prawdziwego uczucia Delphine.
Obecność tytułowego koloru jest widoczna już przy początkowych napisach filmu, które pojawiają się na tle intensywnej morskiej zieleni. Podobnie jak w każdym z filmów cyklu Komedie i przysłowia na zakończenie napisów pojawia się swoiste motto przewodnie. O ile w przypadku Żony lotnika, Pięknego małżeństwa czy Nocy pełni księżyca, rzeczywiście były to przysłowia (jak „Can anyone refrain from building castles in Spain?” z Pięknego małżeństwa), tak mottem Zielonego promienia jest cytat z wiersza Arthura Rimbauda. Jest to nie tylko interesujące, pod względem znanego krytycznego stosunku Rohmera do poezji jako takiej, ale stanowi też wyraźną kontrę do zdecydowanie mniej lirycznych przysłów z filmów wcześniejszych. Cytat pochodzi z wiersza Chanson de la plus haute Tour (Pieśń najwyższej wieży) i jest to fragment mówiący, że przyjdzie czas, by serca się zakochały – w oryginale Ah! que le temps vienne Où les coeurs s’éprennent, zaś w przyjętym polskim tłumaczeniu: Niech przyjdzie, niech nie zwleka Pora co nas urzeka. Słowa francuskiego poety antycypują szczęśliwe zakończenie, które przez większość filmu będzie się wydawać praktycznie nieosiągalne dla pogrążającej się w depresji Delphine.
Tytułowy zielony promień to zjawisko optyczne (ostatni promień słońca znikający za czystym morskim horyzontem jest zielony), a także tytuł wspomnianej już, wydanej w 1882 roku książki Verne’a. Autor najbardziej kojarzony z W osiemdziesiąt dni dookoła świata czy Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi, zainspirowany celtycką legendą stworzył dość dla siebie nietypową, romantyczną historię. W książce tej, której akcja rozgrywa się w Szkocji młoda i piękna Helena wraz z wujkami-opiekunami wyrusza na poszukiwanie zielonego promienia. W nadmorskiej miejscowości Oban, w otoczeniu związanym z mitycznym Osjanem i Fingalem towarzystwo próbuje uchwycić ten szczególny moment. Choć młoda kobieta swatana jest przez wujków z uczonym, groteskowo przedstawionym Aristobulosem Ursiclosem, to swoje serce odda przystojnemu artyście Oliwerowi, a zielony promień będzie odgrywał niebagatelną rolę w ich miłosnej historii. Co do samej legendy związanej z zielonym promieniem, Verne tak ją opisuje: ”Ale miss Campbell nie powiedziała im o jednym – że ów Zielony Promień wiąże się ze starą legendą, której ukryty sens dotychczas jej umykał; była to legenda jak wiele innych, dotąd nie wyjaśniona, zrodzona w górach i mówiąca o tym, że promień ten obdarzony jest następującą właściwością: człowiek, który go zobaczy, nie może się już mylić w sprawach uczuć, Zielony Promień niweczy złudzenia i kłamstwa, a ten, kto miał szczęście go ujrzeć bodaj raz, widzi odtąd jasno zarówno w swoim sercu, jak i w sercach innych ludzi”[3].
Film Rohmera choć nie mający nic wspólnego z adaptacją książki Verne’a będzie do niej cały czas nawiązywał, podobnie jak do twórczości Dostojewskiego i świata francuskich oraz szkockich legend. Kino francuskiego reżysera było zresztą zawsze ściśle związane z literaturą. Mimo iż, adaptacje Kleista, Honore;a d’Urfe czy Chretiena de Trois nie należą do najbardziej reprezentatywnych dla jego twórczości, to niewątpliwie filmy Rohmera silnie inspirowane były światową prozą. Cykle Opowieści moralne, Komedie i przysłowia czy Opowieści czterech pór roku są jednocześnie wariacjami na ulubione tematy, jak i mikroświatami podobnymi Komedii Ludzkiej Balzaka, którego Rohmer obok Dostojewskiego wymieniał zawsze jako jednego ze swoich ulubionych pisarzy[4]. Opatrzone mottem Komedie i przysłowia czerpały zarówno z ludowych porzekadeł, jak i z poezji, podobnie Opowieści pór roku, gdzie przewijają się filozoficzne, szekspirowskie i mitologiczne inspiracje[5].
Akcja filmu Zielony promień rozpoczyna się w poniedziałek 2 lipca, o czym informuje biała tablica z zieloną, jakby ręcznie zapisaną datą, a kończy w sobotę 4 sierpnia. Takie szczegółowe datowanie nie dziwi w filmach Rohmera, umożliwia ono również dokładne podzielenie Zielonego promienia na cztery części. Część pierwsza rozgrywa się w Paryżu, gdzie Delphine mieszka i pracuje. Wspomniany już problem wakacji i porzucenia przez chłopaka silnie zaakcentowany jest w pierwszej scenie w jej biurze. Następne sekwencje to kontakt z paryską zielenią krzewów, parków i ławek. Jak pisze Ewa Mazierska w tekście Droga do autentyczności i stabilizacji: obraz wakacji, podróży i zmian w filmach Erica Rohmera Paryż przedstawiany jest w jego filmach trochę jako miasto-ogród, miejsce, gdzie można równie dobrze wypocząć jak na wsi[6]. Dephine spotyka się w parku ze swoją przyjaciółką Manuelą (Maria Luisa Garcia), a ich rozmowie towarzyszą przebitki opalających się bądź odpoczywających w upale Paryżan. Rozmowa ta pokazuje jak bardzo samotna jest Delphine i jak dużym problemem będą dla niej wakacje w pojedynkę. Następne dni silnie odwołują się do symboliki koloru zielonego. Bohaterka odwiedza swoją rodzinę, która zachęca ją, by wybrała się z nimi do Irlandii (Zielona wyspa). Kobieta nie jest przekonana co do tego pomysłu, a po drodze idąc do domu obok zielonej latarni podnosi na ulicy zieloną kartę do gry. Jak ważny i jednocześnie magiczny jest to moment podkreśla oszczędna i lekko niepokojąca muzyka. Analogiczna scena ma miejsce dwa dni później – idąc ulicą, Delphine obok zielonego samochodu spostrzega afisz w tym samym kolorze. Znów towarzyszy temu muzyka. Choć afisz nie wydaje się tak tajemniczym znakiem jak karta do gry, to jednak dość niejednoznaczny napis Regain contact with yourself, wyraźnie przykuwa uwagę kobiety. Następujące po tej scenie bardzo emocjonalne spotkanie z przyjaciółkami Manuelą, Rosette i Beatrice (w tej roli Beatrice Romand z Pięknego małżeństwa i Kolana Klary) pokazuje jak bardzo bohaterka straciła ten kontakt z samą sobą i w jakiej emocjonalnej pustce się znajduję. Postać odgrywana przez Beatrice Romand – rezolutna, gadatliwa i nadmiernie szczera jest wspaniałym przypomnieniem jej roli w Pięknym małżeństwie i jednocześnie bardzo agresywną opozycją do smutnej Delphine. W dyskusji na temat samej Delphine i jej nieumiejętności porozumienia się z innymi ludźmi, pojawia się znów kolor zielony. Kobieta opowiada, że ciągle wpada na zielone rzeczy, a medium, z którym niedawno rozmawiała powiedziało, że zielony jest jej kolorem roku.
Część druga to część nadmorska. Prawie w każdej scenie obcujemy tu z zielenią morza czy bujną roślinnością. Choć bohaterka spędza w Cherbourgu kilka dni, nie poznajemy wnętrza domu – wszystkie sceny rozgrywają się albo na nadmorskim deptaku, albo w ogrodzie przy huśtawce, albo na polnych ścieżkach. Te rozmaite sceny śniadań na trawie i biesiad Ewa Mazierska łączy z inspiracją Rohmera malarstwem impresjonistów – Manet, Renoira czy Monet[7]. Sceny rozmaitych spotkań i rozmów przy stole, pogłębiają charakterystykę Delphine jako coraz bardziej związanej symbolicznie z kolorem zielonym. Nie tylko bardziej widoczna jest jej miłość do natury, okazuje się też wegetarianką (i jak mówi szczególnie lubi zielone warzywa), a w pewnym momencie jej pasywność i łagodność skłania towarzystwo przy stole do porównania jej do rośliny. Cechuje ją też spore wahanie i niezdecydowanie – a zieleń porównywana z barwą zmiennej wody jest również i ich symbolem. Podczas jednej z rozmów można też dowiedzieć się, że kobieta jest spod znaku Koziorożca – znaku ziemnego, a więc związanego z naturą i przyrodą. Przy tym jak mówi jedna z osób przy stole – jest to samotny znak. I rzeczywiście mimo malowniczego otoczenia Delphine jest coraz bardziej nieszczęśliwa i decyduje się na powrót do Paryża.
Część trzecia obrazuje coraz bardziej miotającą się, niezdolną do podjęcia jakichkolwiek decyzji czy prawidłowego odczytania swoich potrzeb kobietę. Rohmer znów przedstawia Paryż wakacyjny – miasto zielonych ławek, słonecznych bulwarów nad Sekwaną i opalających się na nich niczym na plaży ludzi, ale kobiecie wyraźnie spędzanie lata w mieście nie odpowiada. Przełom przyniesie dopiero piątek 27 lipca, o czym dobitnie świadczy zielona sukienka jaką tego dnia ma na sobie. Okazuje się nim przypadkowe spotkanie dawno nie widzianej znajomej – spotkanie na placu przy zielonym budynku restauracji, która zaproponuje Delphine wynajęcie mieszkania swojego szwagra w Biarritz.
Ostatnia, najdłuższa i również najbardziej bogata znaczeniowo jest część czwarta – wakacje w nadmorskim kurorcie Biarritz. Zielone, szumiące morze jest stałym elementem scenerii przez wszystkie dni pobytu kobiety. To tam następuję punkt kulminacyjny filmu, gdzie symbolika zielonego promienia i nawiązanie do książki Julesa Verne’a powiedziane są wprost. Najpierw bohaterka spaceruje samotnie po nadmorskich skałach i na jednej z nich natrafia na granatową kartę z waletem kier, czemu podobnie jak w przypadku karty zielonej i zielonego ogłoszenia towarzyszy muzyczny motyw. Podczas tego samego spaceru po promenadzie, przypadkowo podsłuchuje fragment rozmowy grupy starszych państwa siedzących na murku. Jedna z kobiet jest w trakcie lektury Zielonego promienia i wyjaśnia towarzystwu, jak bardzo bajkowa i nietypowa dla Verne’a jest to opowieść. Podkreśla przede wszystkim, że jej bohaterowie są osobami duchowo poszukującymi, a sam zielony promień potrafi sprawić, że dana osoba widzi wyraźniej, jaśniej nie tylko w swoim sercu, ale i w sercach innych ludzi. Potem następuje rozmowa o tym, jak rzadkim i cennym zjawiskiem jest zaobserwowanie zielonego promienia, a pewna starsza pani snuje wspomnienia, jak kilka razy w życiu udało jej się go zobaczyć. Sekwencja ta, połączona z ujęciami coraz bardziej zafascynowanej Delphine, kończy się naukowym wyjaśnieniem tego fenomenu przez starszego pana, którego towarzystwo żartobliwie porównuje z książkowym Aristobulusem. Ta wydawałoby się przypadkowa, luźna dyskusja wczasowiczów dobitnie wskazuje na co nieświadomie czeka sama Delphine i co być może wskazują zielone przedmioty na które ciągle się natyka. Zieleń w takim ujęciu jest symbolem nie tylko nadziei, ale też swoistej wiedzy, odrodzenia, wtajemniczenia. Wiąże się również z osiągnięciem harmonii i spokoju, których tak bardzo brakuje nerwowej, jakby wewnętrznie rozedrganej kobiecie.
Następny dzień wakacji w Biarritz bynajmniej nie przywraca bohaterce równowagi. Znajomość z poznaną na plaży, samotnie podróżującą Szwedką (Carita), nie poprawia jej nastroju. Podczas rozmowy, kiedy Szwedka porównuje miłość i flirt do karcianej gry, gdzie czasem potrzebny jest blef – Delphine poruszająco wyznaję, że jej ręka jest już pusta, nie ma żadnych kart do wykorzystania. Silnie kontrastuje to z jej pełnym ufności wyznaniami podczas lipcowego spotkania z przyjaciółkami. W tym momencie widać wyraźnie, że kobieta straciła już nadzieję – i na miłość, i na osiągnięcie samoświadomości i spokoju. Decyduje się na wyjazd z Biarritz i powrót do domu.
Ostatni dzień jej pobytu – rozpoczyna się sceną na dworcu kolejowym. Delphine czeka na pociąg czytając Idiotę Dostojewskiego, wymienia uśmiechy z młodym człowiekiem. Nawiązują rozmowę i kobieta w przypływie impulsu postanawia wracać do Paryża późniejszym pociągiem i wraz z mężczyzną (Vincent Gauthier) odwiedzić sąsiednie miasteczko Saint-Jean-de-Luz. Tam rozmawiają o miłości i związkach, Delphine szczerze dzieli się swoimi lękami i obawami związanymi z uczuciami. Chłopak jednak wydaje się nią zafascynowany, a na jej pytanie czy jest obecnie zakochany – odpowiada, że nie, ale ma nadzieję być. Rozmawiają przy zielonym stoliku na zewnątrz restauracji, mijają ich zielone samochody, a tło utrzymane jest w szarawej zieleni. Następnie spacerują po miasteczku, gdzie prawie natychmiast Delphine zauważa sklep z pamiątkami z zielonym szyldem Rayon vert. Inspiruje ją to do wspięcia się wraz z towarzyszem podróży na cytadele na końcu miasteczka i wspólnego oglądania zachodu słońca. Gdy siedzą na murku i obserwują zachmurzony horyzont, mężczyzna proponuje by zgodziła się spędzić z nim kilka dni w Bayonne. Jednak kobieta dalej się waha, jej niezdecydowanie i nieufność wydają się brać górę nad spontanicznymi impulsami. Nagle zdarza się mały cud – słońce przebija się spod chmur i zaczyna niknąć za horyzontem. Delphine opowiada mężczyźnie o zielonym promieniu. Razem czekają coraz bardziej podekscytowani na ostatni promień słońca.
Zielony promień niespodziewanie pojawia się przez jedną krótką chwilę. Delphine, po raz pierwszy od początku filmu, wydaje się prawdziwie, autentycznie szczęśliwa, przyjmując widok z ekstatycznym wręcz zachwytem. Ostatnie ujęcie przedstawia ciemniejący już morski horyzont. Możemy się domyślać, że po swoistej iluminacji danej bohaterce, jej zdolność do odgadywania uczuć własnych i cudzych będzie o wiele lepsza. Sama scena nasuwa za to wiele skojarzeń z końcową sekwencją Wschodu słońca Murnaua (jednego z ulubionych filmów Erica Rohmera), gdzie podobnego cudu wzajemnego zrozumienia doświadczają małżonkowie. Czy też z mającym już zdecydowane konotacje religijne olśnieniem jakiego doświadcza grana przez Ingrid Bergman bohaterka wostatnich scenach Stromboli Roberto Rosselliniego. Rohmer pozostaje o wiele bardziej serio niż w książce Verne’a, gdzie zielony promień okazał się bardziej (by posłużyć się ukutym przez Hitchcocka) McGuffinem, który jest pretekstem dla miłosnej historii, ukazanym w żartobliwy sposób. Finał filmu i zawarty w nim optymizm będzie także różnił się od większości końcowych scen w twórczości francuskiego reżysera. Które zarówno w cyklu Opowieści moralne, jak i filmach bezpośrednio poprzedzających Zielony promień dalekie będą od tradycyjnego happy endu by przywołać choćby Noce pełni księżyca czy Paulinę na plaży.
Paradoksalnie Eric Rohmer wielokrotnie wypowiadał się, że kolor w jego twórczości ma drugorzędne znaczenie. Choć przyznał też, że są filmy, których nie mógłby nakręcić w czerni i bieli. A także do fascynacji kolorami w malarskim dorobku Cezanne’a czy Williama Turnera[8]. Zielony promień utrzymany w chłodnej kolorystyce szarości i zieleni wspaniale łączy dotykalny wręcz realizm z malarskim symbolizmem, racjonalne dyskusje z mistycznymi wręcz chwilami oświecenia i nadziei na poprawę losu. Ten stosunkowo mało ironiczny (a reżyser jest mistrzem filmowej ironii) film w imponujący sposób rozrzuca tropy, igra lejtmotywem zieleni w różnych konfiguracjach, tworząc historię miotającej się, nieszczęśliwej bohaterki, której być może dawna celtycka legenda o zielonym promieniu przyniesie spokój.
Marta Snoch
[1] W. Kopaliński, Słownik symboli, Warszawa 1991, Wiedza Powszechna, hasło: ZIELEŃ.
[2] J. Gage, Color and Culture. Practice and Meaning from Antiquity to Abstraction, Berkeley 1999, University of
California Press, s. 14.
[3] J. Verne, Zielony promień, przekł. J. Karczmarewicz-Fedorowska, Warszawa 1988, Zrzeszenie Księgarstwa, s. 12.
[4] J. Monaco, Opowieści moralne, czyli sztuka dworskiej miłości, tłum. E. Mazierska, „Film na świecie” 2002, nr
403.
[5] Opowieść zimowa zawiera wyraźne odniesienia do jednej z ostatnich sztuk Szekspira Winter’s Tale (postacie idą na nią nawet do teatru)
[6] E. Mazierska, Droga do autentyczności i stabilizacji: obraz wakacji, podróży i zmian w filmach Erica Rohmera, „Film na świecie” 2002, nr 403.
[7] Ibid.
[8] J. Monaco, op.cit.
BIBLIOGRAFIA:
- Gage J., Color and Culture. Practice and Meaning from Antiquity to Abstraction, Berkeley
1999, University of California Press. - Kopaliński W., Słownik symboli, Warszawa 1991, Wiedza Powszechna.
- Mazierska E., Droga do autentyczności i stabilizacji: obraz wakacji, podróży i zmian w
filmach Erica Rohmera, „Film na świecie” 2002, nr 403. - Monaco J., Opowieści moralne, czyli sztuka dworskiej miłości, tłum. E. Mazierska, „Film
na świecie” 2002, nr 403. - Pastoureau M., Green. The History of a color, Transl. Jody Gladding, Princeton 2014,
Princeton University Press. - Verne J., Zielony promień, przekł. J. Karczmarewicz-Fedorowska, Warszawa 1988,
Zrzeszenie Księgarstwa.
Źródło zdjęcia: z materiałów prasowych Les Films du losange