Czy superbohaterowie śnią supersny ?


Nikt chyba nie wątpi w to, że superbohaterowie są jednak po tej właściwej stronie – czynią dobro, są ładni i dobrze zbudowani. Mają mocny kręgosłup moralny. A mimo to, przychodzą takie chwile, gdy świadomość nie pozwala im zasnąć. Świadomość, że kogoś skrzywdzili albo kogoś nie udało im się uratować.

W zasadzie ten tekst nie musiałby wcale powstać. Po co mówić o jakichś superbohaterach, skoro oni i tak nie istnieją, a do spotkania z nimi dochodzi jedynie na ekranie telewizora, laptopa, komputera, urządzenia mobilnego albo w kinie? Po co mówić o ludziach (nie zawsze ludziach, czasem jakichś mutantach czy potworach), których życie pokierowane jest zgodnie z osią fabuły i wiąże się z osiągnięciem jednego celu jakim jest pokonanie złoczyńcy? Co oni mieliby innego do roboty? Nie mają życia, poza tym, jakie prowadzą w obcisłym uniformie Avengersów, Strażników, X-Manów czy Iniemamocnych. Ich życie jest ograniczone do kilku chwil na naradę oraz walkę na śmierć i życie. Cóż więcej mogliby chcieć? Cóż więcej można chcieć od życia? Miłości? Akceptacji? Braku samotności? Szczęścia w życiu?

Miewam takie momenty oglądając jakiś film z uniwersum Marvela czy DC, kiedy zastanawiam się, co oni tak naprawdę robią po stoczeniu kolejnej bitwy na śmierć i życie? Wracają do domu, wcześniej jeszcze zbierają się na naradę, wspominają zmarłych, a gdy zamkną drzwi do mieszkania czy swojego miejsca na ziemi… i co? Wstawiają czajnik na herbatę? Oczywiście, ktoś bardziej obeznany w konwencji kina superbohaterskiego przyzna, że nie ma żadnego znaczenia, co robią potem. Liczy się to, że po raz kolejny pokonali zło i dobro zwyciężyło. A problemy? Jakie problemy? To są superbohaterowie, oni nie mają problemów, litości!

Niekoniecznie. Kino superbohaterskie to nie tylko efekciarskie widowiska. Czasami zdarzą się produkcje, w których twórcą podejmują, w bardziej lub mniej udany sposób, tematy czysto egzystencjalne. Można podawać tytuły niemal w nieskończoność, ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że często widz nie dostrzega w superbohaterze człowieka lub  stworzenia, które czuje, myśli, rozumie.

W każdym niemal filmie superbohaterskim pojawia się temat przyjaźni. Pierwszy poziom to właśnie paczka herosów, którzy zawsze trzymają się razem oraz sytuacje, gdy ich relacja zostaje wystawiona na próbę. Naturalnym jest, że ludzie (może przyjmijmy, że superbohaterowie są ludźmi, nawet jeżeli są tylko podobni do ludzi) tworzą relacje, potrzebują poparcia w grupie, w ogóle potrzebują wsparcia drugiej osoby. Często podkreślana jedność, jednomyślność daje jasny sygnał, że tylko w grupie siła, tylko razem coś możemy zdziałać. Przykładem niechaj będzie film Avengers: Wojna Bohaterów (2016, A. Russo, J. Russo). Tytułowi bohaterowie, po zamachu na króla Wakandy T’Chaka, zostają postawieni wobec decyzji TARCZY – muszą podpisać (lub nie) umowę zobowiązującą ich do zależności od amerykańskiego rządu. Dotychczas nierozłączny zespół zostaje podzielony na zwolenników i przeciwników umowy. Ostatecznie doprowadza to do konfliktu, który zostaje zintensyfikowany przez postać Zimowego Żołnierza. Konflikt między Ironmanem a Kapitanem Ameryką przechodzi z płaszczyzny światopoglądowej (umowa o superbohaterach) na płaszczyznę osobistą. Zimowy Żołnierz to wszak przyjaciel Steve’a Rogersa, James „Bucky” Barnes, ale  jednocześnie, jako superagent na usługach HYDRA, jest mordercą rodziców Tony’ego Starka. Przyjaźń między Avengersami zostaje wystawiona na próbę. Przyjaźń w tym wypadku staje się czymś toksycznym, niemal chorą relacją zależności i lojalności. Co jest ważniejsze – grupa ludzi, która dała stabilizację i poczucie jedności, czy dawny przyjaciel, który był martwy, a okazało się, że przeżył, i powraca jako ktoś całkowicie inny?

Miłość to drugi stopień przyjaźni. Nie odnosi się do grupy ludzi, lecz do konkretnej, jednej osoby. Jest pogłębioną wersją przyjaźni. Odczuwana podobnie, jest również układem opierającym się na zaufaniu i swego rodzaju lojalności jednej osoby wobec drugiej. Prawo do miłości? Każdy je ma. Czy ma je jednak ktoś taki jak Wanda Maximoff i Vision? Ona tak, on – cóż… Związek bohaterów oparty był na tym, że Vision pomógł Vandzie przetrwać najtrudniejsze chwile. Ona, pozbawiona wszystkiego, zniszczona psychicznie (najpierw przy bombardowaniu Sokowii, później indoktrynowana, pozbawiona brata-bliźniaka), w obcym kraju (często zapomina się, że Wanda jest obcokrajowcem w USA) była całkowicie bezbronna. Nie rozumiała swoich mocy lub nie była do końca świadoma ich wielkości. Vision dawał jej ludzkie oparcie, ciepło i stabilizację. Związek, jaki łączył ją z Kamieniem Umysłu, spowodował, że zaczęła się zbliżać do  Visiona – zrodziło to prawdziwe uczucie i zaufanie. Ostatecznie, Wanda traci jednak ukochanego w bitwie w Wakandzie. Później stara się go odzyskać, kreując sztuczną rzeczywistość w Westview, gdzie ma dzieci i jest nareszcie, po wielu latach, szczęśliwa.

Miłość ma również inne oblicze. Przez lata skrywane tajemnice Strażników i śmiertelność części z nich wystawia to uczucie na wielką próbę. Dr Manhattan (Jon) jest nieśmiertelny, a jego uczucie do Janey słabnie wraz z posunięciem się w latach ukochanej kobiety. Manhattan interesuje się młodszą Jedwabnej Zjawy II, co można wytłumaczyć – on będzie wieczny, ludzie będą się starzeć i będą coraz mniej atrakcyjni. Ostatecznie, Manhattan opuszcza Ziemię, odcinając się od ludzkości. Nieśmiertelność pokonała przyjaźń wśród Strażników oraz ich miłość względem ukochanych osób. Poruszony jest również temat wykorzystywania seksualnego, jakoby w formie flirtu czy wykazania się. Komediant, postać bardzo pewna siebie, gwałci Jedwabną Zjawę I i porzuca. Z tego gwałtu zaś narodzi się Jedwabna Zjawa II, Laurie Jupiter.

Rodzina. Najsławniejszą rodziną superbohaterów są Państwo Iniemamocni – Rodzina Parr. Każdy z członków tej niezwykłej familii posiada jakiś rodzaj mocy. Podobnie jednak jak w filmie Avengers: Wojna Bohaterów, superbohaterowie zostają ograniczeni i włączeni do rejestru superbohaterów. Od teraz muszą wieźć zwyczajne życie zwyczajnych ludzi, nie wyróżniając się i nie powodując sytuacji niebezpiecznych dla innych obywateli. Czy to jednak działa? Nie. Co zatem działa? Rodzina. Wzajemne wspieranie się, pogłębione relacje i nawet, jakkolwiek abstrakcyjnie to może brzmieć, troska o to, żeby któryś członek rodziny wrócił bezpiecznie z misji, uważał na siebie podczas likwidacji złoczyńcy lub pamiętał, że jak będzie wracał do domu po pościgu, ma kupić mleko – to rozczula i powoduje, że mimo wszystko jest to rodzina.

W tym miejscu możesz sobie, Droga Czytelniczko lub Czytelniku, zadać pytanie – ale po co on to pisze? Filmy znamy niemal na pamięć, Snyder i jego stylistyka wciąż nawiedzają nas w snach. Dochodzimy do momentu, w którym zacznę się zastanawiać, czy zauważyliście, że niemal w każdym z tych filmów funkcjonuje coś na kształt fatum, powtarzającego się losu? Sny odgrywają tu olbrzymią rolę. Sny to bowiem sfera marzeń i emocji, całkowicie niekontrolowanych, nieograniczonych.

Każda sytuacja prowadzi superbohatera do tego, że w narracji odbiera mu się część człowieczeństwa. Superbohater nie może być jak człowiek, nie ma de facto  prawa do uczuć podobnych ludziom, bo to czyniłoby go zbyt ludzkim, a nie ma być ludzki – ma być niezwykły, ma być szczytem marzeń, ma być podziwiany. Jego system wartości na pierwszym miejscu stawia altruizm, bezinteresowność i humanizm, nie uwzględnia indywidualizmu – ludzkość trzeba ratować. Dobrze, ale gdzie tu sny?

Sen to to miejsce, gdzie urzeczywistniają się marzenia. Oraz koszmary. Wanda chciała dzielić życie z Visionem. Pozostało jej jedynie marzenie, które przekształciła w Westview. Tony Stark pragnął zjednoczyć Avengersów, marzył, by walka z Kapitanem Ameryką nigdy się nie odbyła – to doprowadziło do rozpadu zespołu. Diana Prince utraciła Steve’a i śniłaby mógł wrócić. Na chwilę wrócił, lecz nie był taki jak wcześniej, a Diana powoli traciła swoje moce (widzisz, superbohater nie może być sentymentalny, bo inaczej traci moce). Strażnicy – ciążąca nad nimi klątwa przyjaźni, ale też wzajemnych zdrad i wykorzystywania, porzucenie oraz samotność. W systemie superbohaterskim każdy jest odludkiem – odrzuconym, nie do końca zrozumianym, wyobcowanym, outsiderem.

Bucky. O nim pierwszym pomyślałem. Człowiek, którego przekleństwem jest to, że czynił zło, będąc sobą i jednocześnie kimś innym. To jego ręce zamordowały rodziców Starka, chociaż nie jego umysł tymi rękoma kierował. W ostatnim serialu Marvela widać przemianę Buckiego. On nigdy nie był zły, był wykorzystany, lecz wspomnienia wszystkich strasznych rzeczy które zrobił, a pozostaną z nim już zawsze. Będzie widział je w snach. Tak jak Wanda zobaczy Visiona i swoje dzieci z Westview. Batman, czyli Bruce Wayne zawsze będzie widział spadające na asfalt perły swojej matki i czuł krew rodziców na swojej twarzy. Każdy z superbohaterów stawał przed dylematem, dotyczącym tego, że mógł uratować więcej osób, zrobić coś lepiej. Ale wróg okazał się zbyt silny. Atak poskutkował zawaleniem się budynku, wskutek czego zginęli niewinni ludzie. Sumienie wciąż wystawione na konieczność niesienia dobra i jednocześnie mierzenia się ze śmiercią. Dusza za duszę, powiedziałby Red Skull.

Wszystko ma swoją cenę. „Nie ma cienia bez światła”. Gdzie jest dobro, tam czai się też zło. Dobre chęci i brutalna rzeczywistość. Superbohaterowie nie pasują do ludzkiego świata. A jednocześnie są wzorcami, do których naśladowania każdy dąży – do bycia nieludzko dobrym. To niesie za sobą wspomnienia, które będą w pamięci do końca życia. I do końca będą ich nawiedzały w snach.

Kacper Thomas

,