Legalna Blondynka vs współczesna widzka. Krytyka z perspektywy socjologicznej


Słoneczny blond, róż (dużo różu), drogie dopasowane do perfekcyjnej figury ubrania, grono wiernych koleżanek i chihuahua – w ten sposób zostajemy powitani w świecie uśmiechniętej Elle Woods, tytułowej Legalnej Blondynki, bohaterki kultowej komedii romantycznej z pierwszej dekady XXI wieku. Czy dzisiaj zaproszenie to uznalibyśmy za właściwe?

            Przedmiotem tekstu jest fabuła nominowanej do Złotych Globów produkcji, stworzonej na bazie powieści Amandy Brown. Omawiany film doczekał się nie tylko kontynuacji, ale także opartego o nią musicalu, a wpisując jego tytuł w wyszukiwarkę Google dostajemy ponad osiem tysięcy wyników i pojawia się dedykowana mu animacja oraz odnośniki do popularnych platform VOD, na jakich jest dostępny do obejrzenia. W 2022 roku Legalna blondynka osiągnęła pełnoletność, zarówno w ujęciu polskim, jak i amerykańskim, czas, wobec tego krytycznie przyjrzeć się poruszanym przez nią wątkom i zadać sobie pytanie, na ile faktycznie przedstawiona w nim historia powinna znajdować uznanie w oczach współczesnego widza lub współczesnej widzki.

            Film opowiada o stereotypowej blondynce – białej, ubranej na różowo, w dodatku bogatej i mieszkającej w Kalifornii, dla której najważniejszym celem w momencie, kiedy ją poznajemy, jest wyjść za mąż za swojego idealnego chłopaka, także pochodzącego z uprzywilejowanej klasy społecznej. Jej plany legły w gruzach w momencie, gdy partner decyduje się z nią zerwać, za powód podając potrzebę zaangażowania się w studia prawnicze na Harvardzie, do których Elle Woods – głupiutka blondynka, według niego nie pasuje. W odpowiedzi na rozstanie Elle początkowo wybucha panicznym płaczem, po czym postanawia jednak zakasać rękawy, przygotować się do egzaminów wstępnych na kierunek swojego ukochanego i dostać się na Harvard, aby go odzyskać. Początkowo przygotowania idą mozolnie, ale z pomocą przyjaciółek bohaterce udaje się zostać studentką prawa i w dalszej części produkcji obserwujemy jej uczelniane perypetie. Elle napotyka na uprzedzenia wynikające ze stereotypów na temat swojego wyglądu i usposobienia, a także seksualną propozycję od jednego z profesorów. Dzięki swojej błyskotliwości potrafi świetnie jednak poradzić sobie w nowym środowisku, w którym staje się wzorową studentką. Mimo upokorzeń, rozwiązuje sprawę morderstwa, zdobywa nowe przyjaciółki i serce chłopaka, lecz nie tego, dla którego zdecydowała się opuścić słoneczną Kalifornię. Jej niedoszły, wymarzony narzeczony, w toku wydarzeń okazuje się być mniej interesującą partią niż doktorant, z jakim ostatecznie się związuje.

            Wydaje się, że większość osób, szczególnie tych, które identyfikują się jako kobiety, pochodzących z pokolenia millenialsów i zoomersów, kojarzy tę historię. Sama zresztą jestem zaledwie rok starsza od omawianej produkcji i wspominam z sentymentem oglądanie jej za czasów dzieciństwa. Elle Woods stanowi przykład postaci, która zmierza się z problemem bycia inną, ale udaje jej się odnaleźć w nowym środowisku i zachować swoją autentyczność. Ładna historia i morał, prawda? Jak najbardziej, jeśli jednak przyjrzymy się jej bardziej szczegółowo, z perspektywy socjologicznej, dostrzec możemy, że pokazuje ona bardzo ekskluzywny, jednolity obraz społeczeństwa i osób posiadających podobny habitus, to znaczy, idąc za koncepcją Pierre Bourdieu, styl życia wynikający z wychowania i startowej pozycji w drabinie społecznej, co w efekcie może powodować u odbiorców filmu tak zwany syndrom oszusta, czyli wpajanie sobie przekłamanego przeświadczenia, że ta historia jest o mnie.

            Patrząc oczami współczesnej, wrażliwej na wykluczenie widzki, uderzająca jest dominacja osób o jasnej karnacji. Osoby kolorowe pojawiają się jedynie jako statyści lub statystki, ponadto w bardzo stereotypowych dla swojej etnicznej charakterystyki sytuacjach – Azjata jest studentem, co wynika z obiegowej opinii, że osoby o jego wyglądzie są pracowite i intensywnie rozwijają się intelektualnie, a czarnoskóra kobieta dostaje głos jako klientka podrzędnego salonu piękności. Co więcej, alarmujące jest to, że film, który opiera się przede wszystkim na łamaniu stereotypu, w bardzo oklepany sposób pokazuje osoby członkowskie społeczności LGBT+ – geje są delikatni, doskonale znają się na modzie, lesbijka z kolei posiada sztywną postawę i wypowiada się w bardzo konkretny, szorstki sposób. Ponadto, problematyczne w produkcji jest przemycenie koncepcji american dream, w myśl, której wszyscy mogą wszystko. Prawda jest taka, że gdyby Elle nie pochodziła z zamożnej rodziny, nie mogłaby od tak zrealizować pomysłu pójścia na Harvard, ponieważ studia w Stanach Zjednoczonych są drogą inwestycją.

            Nie wszystko jednak, co Legalna Blondynka ma nam do zaoferowania, jest szkodliwe i wykluczające, jeden wątek wydaje się uniwersalny, a jest to siostrzeństwo. Przyjaciółki Elle Woods z Kalifornii kibicują jej, gdy wybiera się na „zaręczynową” kolację z ukochanym. Są przy niej, kiedy on ją odrzuca i dziewczyna postanawia zakuwać do egzaminów. Podczas studiów kontaktują się z nią mimo dzielącej ich odległości i wspierają w trakcie procesu, w którym Elle udaje się wybronić oskarżoną. Ich relacja jest ponadczasowa, wygląda na szczerą i prawdziwą, nie ma w niej zawiści. Podobnie jak przyjaźń Elle z kosmetyczką Paulette – tutaj dostajemy wątek siostrzeństwa pomiędzy osobami o różnym statusie gospodarczym i kapitale kulturowym, obie korzystają ze swoich różnic i rozwijają się wzajemnie w oparciu o nie. Jeśli coś w tym filmie naprawdę wyszło, to właśnie to – kobiece relacje.

            Podsumowując, film Legalna blondynka, z perspektywy krytycznej widzki, jest czymś trudnym do przełknięcia, ale niezmiennie ikonicznym kulturowo. To właśnie o te rzeczy, których w nim brakuje, można opierać dyskusję na temat tego, co prosta, przyjemna komedia romantyczna współcześnie powinna zawierać, żeby wpisywać się w potrzebę tworzenia zrównoważonych społecznie produktów kinematograficznych. Jestem przekonana, że wartościowy wątek kobiecej przyjaźni przestawiony w omawianej produkcji to właśnie to, co zostaje po latach w sercach widzów i widzek, a status kulturowego klasyka lat 00. otwierać może dyskurs wokół realnego funkcjonowania etosu american dream i tego, dla kogo właściwie jest wszystko.

Julita Prusak


Źródło zdjęcia: oficjalne materiały prasowe filmu

,