Marzycielski Paryż w objęciach studenckiej rewolty


„Tylko Francuzi mogliby umieścić kino w pałacu” – słyszymy z offu, podążając wzrokiem za dziarsko kroczącym Matthew, przemierzającym Pont d’Iena w kierunku Palais de Chaillot. Jednakże beztroski seans filmowy w murach Cinematheque Francaise kończy się już po pierwszych minutach Marzycieli, wyreżyserowanych przez Bernardo Bertolucciego w 2003 roku. Mamy bowiem rok 1968 i … Na przywołaniu tej daty w zasadzie można by poprzestać, lecz ku przypomnieniu sypnijmy garścią wiedzy historycznej.

Henri Langois to był taki pan, który z racji swych upodobań gromadził namiętnie filmy w sporych ilościach. Działo się to w czasach przedwojennych, zatem pisząc o zbieraniu filmów mam na myśli skupowanie, wygrzebywanie i odratowywanie taśm celuloidowych, ale nie tylko, gdyż Langois w swych zbiorach posiadał również takie cuda jak kinematograf braci Lumiere czy kinetoskop Edisona. Wszystkie te perełki gromadził skrupulatnie we własnych czterech ścianach, gdyż tego typu aktywność nie pokrywała się do końca z działalnością nazistowskich okupantów, gorliwie niszczących produkcje niezgodne z myślą przewodnią reprezentowanego przez nich reżimu. Po wojnie Langlois mógł wreszcie udostępnić swoją kolekcję szerszej publiczności, choć jeszcze nie w pałacu, lecz w znacznie skromniejszych progach mieszczących zaledwie kilkudziesięciu miłośników kina. Ale za to jakich! To właśnie w ciemnościach pierwszej sali projekcyjnej Cinematheque spotykali się współautorzy czasopisma „Cahiers de Cinema” oraz przyszli twórcy Francuskiej Nowej Fali. Ze względu na rosnącą w oczach wartość zarówno zgromadzonej kolekcji, jak i zebranego wokół niej towarzystwa, w 1963 roku ówczesny minister kultury Andre Malraux decyduje o przenosinach filmowej kolekcji do bardziej prestiżowej siedziby, jakim jest wspomniany wcześniej Palais de Chaillot. Krok ten był pierwszym podjętym przez rząd, kierowanym wówczas przez prezydenta Charles’a de Gaulle’a, zmierzającym do uczynienia z oddolnie utworzonej świątyni kina instytucji państwowej. I w tym momencie wracamy do pamiętnego roku 1968 i brzemiennej w skutkach decyzji o pozbawieniu Henri Langois’a stanowiska dyrektora tejże placówki. Dla rzeszy kinofilów, w których oczach Langois zdążył już zdobyć status żywej legendy, taka zniewaga nie mogła ujść płazem. Tłumnie zgromadzeni przed drzwiami ukochanej Cinematheque, głośno wyrażali swoje niezadowolenie z powziętej decyzji. Pokojowy protest sprowadzał się do odczytywania przemówień (tu ciekawostka – w Marzycielach w tej scenie występuje rzeczywisty uczestnik tamtejszego protestu, aktor Jean-Pierre Leaud), których żarliwość, jednakże nie przekładała się na gwałtowność wykonywanych ruchów. Gwałtownie za to zachowała się policja, która w starciu z – we własnym mniemaniu – groźnym tłumem rozszalałych kinomaniaków postanowiła użyć siły.[1]

Powyższe zdarzenie stwarza okoliczności do nawiązania nici porozumienia pomiędzy trojgiem tytułowych Marzycieli. Francuskie rodzeństwo studentów – Isabelle i Theo oraz ich amerykański odpowiednik Matthew szybko odnajdują wspólny język – także dosłownie, bo matka Brytyjka szczęśliwie przekazała bliźniakom znajomość angielskiego. Nieskrępowani żadnymi zobowiązaniami ani nadmiarem obowiązków, nowi przyjaciele spacerują uliczkami spokojnego jeszcze Paryża i zawzięcie wymieniają się obserwacjami natury filmowo-politycznej. Dla bliźniaków Paryż jest domem, natomiast dla Matthew stanowi on tło życiowej przygody.

Dla Amerykanina możliwość obcowania z miastem Moliera stanowi szansę, jakiej nie mieli jego niestudiujący rówieśnicy, aktualnie przemierzający wietnamską dżunglę. Doskonale wie, że wygrał los na loterii i przybywając do stolicy Francji może rozkoszować się możliwością codziennego obcowania z kulturą francuską, w zgodzie ze swym pragmatycznym podejściem do życia. Zaproszenie na rodzinny obiad do domu rodzeństwa postrzega jako szansę przyjrzenia się z bliska francuskiej podstawowej komórce społecznej.

Przy tej okazji warto przypomnieć, że w odniesieniu do sztuki filmowej niektórzy przywołują postawę voyeuryzmu. Widz grzecznie siedzący w ciemnościach sali kinowej może bez przeszkód podglądać cudzą rzeczywistość przedstawioną na ekranie. Jednakże czasem narracja w filmie jest poprowadzona w taki sposób, że widz czyni to wraz z jednym z bohaterów, który także zerka tu i ówdzie przez dziurkę od klucza. Na twarzy Matthew bardzo często rysuje się wyraz zaciekawienia, czy to zerkając ukradkiem na rękę ojca czule pieszczącego talię córki czy wreszcie przyglądając się niezwyczajnej bliskości łączącej Isabelle i Theo. Nietrudno zresztą wejść w rolę dyskretnego podglądacza w ogromnym mieszkaniu składającym się z długich korytarzy tworzących swoisty labirynt. Labirynt, który na kilka tygodni staje się polem doświadczalnym dla całej trójki, pozbawionej opieki (prawdziwych?) dorosłych. 

Przyjeżdżając do Paryża, miasta zakochanych, Matthew być może po cichu marzył o zdobywaniu pierwszych doświadczeń w sztuce kochania właśnie tutaj. Jeżeli tak, to skrywane fantazje ziściły się w sposób z pewnością znacznie przekraczający oczekiwania. Zrównoważony jasnowłosy chłopiec zapewne spodziewał się miłego tête-à-tête w zaciszu własnego pokoju, a w rzeczywistości, w ramach kary za nieodgadnięcie tytułu filmu, został przymuszony do odbycia stosunku z Isabelle na kuchennej podłodze, w towarzystwie pichcącego posiłek Theo. Pierwszy wspólny raz, choć przeżyty w niestandardowych okolicznościach, owocuje międzynarodowym romansem kiełkującym na oczach pełnego sceptycyzmu brata bliźniaka.   

I tak, w rytmie miłosnych igraszek upływają bohaterom kolejne dni. Korzystając bowiem z wakacyjnej nieobecności rodziców, rodzeństwo wraz z nowym przyjacielem przekształcają eleganckie paryskie mieszkanie w porastającą brudem melinę. Tymczasem za oknami wybuchają kolejne protesty. Zbulwersowani staroświeckimi zasadami obowiązującymi w akademikach i konsumpcyjnym stosunkiem do życia widocznym w pokoleniu ich rodziców, studenci zaczynają głośno wyrażać swoje niezadowolenie. Tutaj również tłum względnie spokojnej młodzieży spotyka się z ostrą reakcją ze strony władz uczelni i wezwanej prewencyjnie policji. Agresja służb mundurowych stanowi iskrę zapalną i w efekcie studenci przystępują do rozparcelowywania kostki brukowej. Opinia publiczna początkowo zszokowana żwawością pałek policyjnych, teraz z brakiem zrozumienia przygląda się rozpętanym na kilka tygodni walkom ulicznym. W imię czego wściekają się studenci? W imię poturbowanych kolegów, prawa do wolności seksualnej czy przeciwko niemrawemu społeczeństwu, które po napełnieniu brzuchów i wypolerowaniu aut czuło się usatysfakcjonowane takim porządkiem świata? Dziennikarz najpoczytniejszego wówczas „Le Monde” skwitował protesty w artykule o wymownym tytule Kiedy Francja się nudzi. W porównaniu do studenckiego buntu roznieconego kilka lat wcześniej na amerykańskiej uczelni w Berkeley, który uderzał w rasizm, politykę zagraniczną i wojnę w Wietnamie, ten w wykonaniu Paryżan wydaje się spontanicznym wybrykiem. Pomimo braku wyraźnie nakreślonego kierunku działań rewolty, Dzielnica Łacińska zlokalizowana w okolicach Sorbony przybiera iście rewolucyjne oblicze dzięki wieszanym licznie plakatom, rozrzucanym ulotkom i przede wszystkim stawianym pospiesznie ulicznym barykadom. Jedną z nich możemy podziwiać podczas romantycznego spaceru Matthew i Isabelle na Place Alphonse Laveran. Mówimy tu o konstrukcjach stawianych między innymi przy użyciu wykpiwanych samochodów, zatem ich rzeczywiste rozmiary odpowiadały tym ukazanym w scenie Marzycieli. To właśnie w ich sąsiedztwie miały miejsce najbrutalniejsze starcia pomiędzy młodymi dorosłymi a policjantami, czego przedsmak dostajemy w ostatnich minutach filmu.

Czy burzliwe nastroje społeczne wkradają się także w codzienność trojga marzycieli? Sporadycznie kwestie polityczne pojawiają się w dialogach pomiędzy bojowo nastawionym Theo a zdeklarowanym pacyfistą Matthew. Nietrudno jednak dostrzec pomiędzy jedną a drugą rozbieraną sceną, że dotychczasowe życie bohaterów także przechodzi burzliwe przemiany. Brak rodziców reprezentujących stary, czytaj konserwatywny porządek świata stanowi impuls do testowania własnych granic swobody seksualnej. Zarówno w scenie masturbującego się Theo oraz kuchennej inicjacji Matthew i Isabelle dostrzegamy początkowo w postawie bohaterów nutkę przestrachu i kroplę niechęci, które stosunkowo szybko przeradzają się w spazmatyczny entuzjazm. Przyjaciele nie tylko testują znane im pozycje seksualne, lecz także weryfikują swą zdolność do budowania romantycznej relacji. Szybko bowiem wychodzi na jaw, że bardzo bliska, balansująca na granicy kazirodztwa, więź łącząca francuskie rodzeństwo utrudnia im nawiązanie głębszych relacji z niespokrewnionymi rówieśnikami. Ponadto wysoki komfort życia zapewniony przez zamożnych rodziców wytworzył wokół nich bańkę rozkosznego nicnierobienia. Pomimo osiągnięcia pełnoletniości, pozostawieni sami sobie Isabelle i Theo nie są w stanie samodzielnie przygotować sobie ciepłego posiłku ani utrzymać choćby względnej czystości w mieszkaniu. Głosząc rewolucyjne slogany o pogardzie wobec konsumpcjonizmu, jednocześnie zerkają w stronę kominka na pozostawione przez rodziców czeki. A kiedy zbuntowani rówieśnicy maszerują gniewnie ulicami Paryża, cała trójka smacznie drzemie w skleconym z prześcieradeł i koców dziecinnym namiocie.

Przypomnijmy, że życie studenckie to taki wspaniały czas, gdy pod względem fizycznym osiągasz pełną dojrzałość, ale w systemie społecznym stanowisz ogniwo pośrednie pomiędzy dzieciakiem a poważanym obywatelem. Niby możesz się włóczyć po nocy, ale śniadania nadal przyrządzają ci rodzice. Ta zapewniona odgórnie opieka z jednej strony dusi i każe raz po raz stawiać głośno na swoim, z drugiej – daje poczucie pewnej bezkarności. Nawet jak nabroję, to nie muszę brać za swoje czyny pełnej odpowiedzialności, bo przecież każdy wie, że młodość „musi się wyszumieć”.

Powyższą charakterystykę można zastosować zarówno do zobrazowania funkcjonowania Isabelle i Theo, jak i samej rewolucji studenckiej w Paryżu 1968 roku. Głównym motywem staje się testowanie granic – ile szyb mogę wybić, zanim zostanę aresztowany? Jak głośno muszę krzyczeć, nim zostanę wysłuchany (o ile w ogóle) przez skostniałe społeczeństwo? Na jakie eksperymenty mogę sobie pozwolić, żebyś nadal mnie kochał i pożądał? Czy skoro gardzę konsumpcyjnym stosunkiem do życia, to czy tym samym potrafię żyć jak asceta? Jak można wywnioskować po zachowaniu bliźniaków, niełatwo jest zrezygnować z dotychczasowych wygód i przyzwyczajeń w imię wykrzykiwanych zapalczywie haseł. Łatwiej jest rozgniewać się podczas rodzinnej kolacji czy ustawić uliczną barykadę niż podjąć trud budowania samodzielnego życia na zupełnie własnych zasadach, niekoniecznie na gruzach dorobku poprzednich pokoleń.

W ostatniej scenie filmu po raz pierwszy widzimy naszych bohaterów aktywnie uczestniczących w ulicznych zamieszkach. Wyjątek stanowi Matthew, który wierny swym pacyfistycznym poglądom, z niedowierzaniem i rozczarowaniem obserwuje rodzeństwo żonglujące koktajlami Mołotowa. W jego życiu beztroski etap eksperymentowania właśnie dobiega końca. Nie przybył zza oceanu po to, by dewastować krajobraz stolicy Francji, gdy można walczyć o swoje prawa w sposób pokojowy. Jak się jednak okazuje, lata sześćdziesiąte zapisały się burzliwie zarówno w historii amerykańskiego, jak i europejskiego społeczeństwa, a Paryż jawi się jako wdzięczne tło zarówno romantycznej, jak i targanej niepokojem historii.

Marta Behrendt

Bibliografia:

Bąk M., Filmowy Paryż, Warszawa 2014.

Janicki J., Oblicza studenckiego buntu. Francja 1968, Warszawa 1970.

Źródło zdjęcia: oficjalne materiały prasowe filmu


[1] M. Bąk, Filmowy Paryż, Warszawa 2014, s. 201-205.

,