Dla mojej mamy, która kupiła mi komiks „Ghost World” i dla taty, który zabronił mi go czytać (ale nigdy go nie posłuchałam)
[tekst zawiera spojlery]
Dwie ekscentrycznie ubrane, niesamowicie dziwne outsiderki maszerują unisono pustym przedmieściem, które – choć nigdy nie zostało zidentyfikowane – ze swoimi pasmami pawilonów handlowych, dinerami z lat 50. i sex shopami, ewidentnie znajduje się w Los Angeles, które gra w filmie samo siebie. Niemal czuć ich ciężkie kroki przebijające unoszący się żelowy żar asfaltu. Nie pamiętam, by ktoś w tamtym czasie wyglądał dla mnie bardziej cool niż Thora Birch, wcielająca się w sarkastyczną Enid w filmie Ghost world (T. Zwigoff, 2001), opartym luźno na komiksie Daniela Clowesa z 1997 roku, również scenarzysty filmu. Jej ciuchy nie z tej epoki i ironiczna postawa wobec rzeczywistości reprezentowały wszystko, z czym się identyfikowałam jako nastolatka, uwielbiając buszować w lumpeksowych zakamarkach i wyszukiwać muzyki, której nie słuchał nikt z moich rówieśników – rażącą nieprzystawalność, brak zakorzenienia w trwającej epoce (dla Enid sam przełom wieków, dla mnie koniec pierwszej dekady trzeciego tysiąclecia), utożsamienia z jej artefaktami i potrzebę zaznaczenia swojej odrębności za wszelką cenę. A także – może przede wszystkim – brak poczucia pewności co do tego, kim w ogóle jestem.
Te dwie dziewczyny to gorączkowo zaangażowana w oderwanie się od rzeczywistości Enid i chłodnie wyniosła Rebecca (Scarlett Johansson), których charakterystyczną dla gatunku coming-of-age, niemal uniwersalną przemianę, od ukończenia szkoły średniej przez etap szukania pracy i nagłego doświadczania realiów związanych z dorosłością (lub jej brakiem) przedstawia film. Najlepsze przyjaciółki, choć są połączone więzami szyderczego – również wobec siebie nawzajem – spojrzenia, coraz bardziej zdają się od siebie oddalać poprzez obranie rozbieżnych ścieżek. Raczej nie dające się łatwo lubić towarzyszki broni i partnerki w zbrodni znajdują się właśnie w kluczowym dla wejścia w dorosłość momencie rozchwianej niestabilności. Dopiero co pokazały środkowy palec liceum, a już są zmuszone do określenia swojej przyszłości. Lub przynajmniej udawania, że coś robią ze swoim życiem.
Zanim jednak poznamy bohaterki i zobaczymy to, czego nie chcą nam o sobie powiedzieć, odbędzie się ekstatyczne filmowe otwarcie, rodem z Hitchcocka lub horroru Briana de Palmy. W otwierającej scenie widzimy Enid w dzikiej choreografii rozszalałych ruchów w rytm VHS-owego nagrania szalenie zaraźliwego perkusyjnego utworu Jaan Pehechaan Hoz indyjskiego musicalu Gumnaam z 1965 roku. Ta euforyczna sekwencja manifestuje ekscentryczny gust i specyficzny pociąg Enid do nie-mainstreamowych artefaktów popkultury. Zdaje się ona żywić nienawiść do wszystkiego: konsumpcjonizmu, kultury głównego nurtu i piosenek z list przebojów, a przede wszystkim swoich rówieśników, „tych ekstrawertycznych, obleśnych, pseudo-bohaterskich nieudaczników” jak opisuje chłopców w ich wieku. Pocieszenia szuka w ironii, starych płytach i obietnicy, że pewnego dnia ucieknie.
Jej naśladujący nagranie opętany taniec zestawiony jest z okolicznościami, w jakich znajduje się Enid – w długim ujęciu kamera przejeżdża wzdłuż okien nocnych mieszkań, których mieszkańcy są tak groteskowi, jakby właśnie wyszli z fotografii Diane Arbus.Enid w purpurowej szmince, okularach w rogowej oprawce i przesadzonej sukience, która całą sobą krzyczy, że jej właścicielka właśnie wyszła z balu maturalnego, świętuje mające nadejść kolejnego dnia zakończenie szkoły. Kadrowanie przez operatora Affonso Beato jest wyraźnie storyboardowe – bohaterowie są przedstawiani w panelach, co podkreśla osamotnioną, wyalienowaną formę życia, które wiodą. Ale winietowe obrazy mówią nam przede wszystkim, o tym, że właśnie zostajemy przeniesieni do ożywionych klatek komiksu Clowesa. Zwigoff zrezygnował ze współczesnych odniesień kulturowych, które pojawiły się w komiksie, czyniąc filmowe mise-en-scène celowo niejasnym i nieco anonimowym. Brak konkretnie nacechowanych artefaktów i wizualnych tropów odziera Ghost World z daty ważności i nadaje jego audiowizualnej sferze wartość ponadczasową i uniwersalną, nieobecną u wielu jego prekursorów i offowych filmów, które go naśladowały. Brak osadzonych czasowo kulturowych szyfrów przenosi nas do Świata Duchów, które są wiecznie nie-na-czasie. Możemy tylko przypuszczać gdzie i kiedy podążamy za akcją filmu. Skojarzenia z Ghost World są niczym jego bohaterki- zupełnie nieadekwatne do czasów, w których żyją. To trzeszczące nagranie bluesowego lamentu Skipa Jamesa Devil Got My Woman, szalony rytm indyjskiego musicalu i punkowe What do I get The Buzzcocks. Anonimowość, z jaką nakreślona jest sceneria podkreśla utowarowienie i standaryzację amerykańskiej kultury, konsumpcyjnego parku rozrywki, poddanego w filmie krytyce. Przedmieścia Chicago, czy Los Angeles pełne tych samych sieciowych restauracji i pasaży handlowych, wyglądają niemal identycznie. Enid i Rebecca pochodzą z tych nudnych nie-miejsc, przedmieść bez charakteru. Ich ekscentryczne wybory modowe (zwłaszcza eksperymenty Enid) kontrastują z byle jakim, obojętnym i anonimowym otoczeniem, w którym nie mogą robić nic innego, jak tylko dryfować, tak, jakby były próbą odnalezienia życia i koloru w bezbarwnym i martwym Świecie Duchów.
Enid i Rebecca reprezentują zakorzenioną w pokoleniu Gen X, ukazaną przez twórców z wiarygodną empatią, dychotomię immanentną dla wchodzenia w dorosłość – pełne lęku trzymanie się tego, co wydaje się być bezpieczne kontra pragnienie wyrwania się z egzystencjalnej udręki młodzieńczej bezcelowości. Stoją w obliczu dorosłości z decyzją o dołączeniu do reszty duchów, które żyją swoim życiem półświadomie i bez poczucia konkretnego kierunku. Ich cynizm ujawnia się podczas oficjalnej uroczystości zakończenia liceum, gdy robią to, co wychodzi im najlepiej – złośliwie przewracają oczami w reakcji na boleśnie banalne kazanie ich koleżanki z klasy, od niedawna poruszającej się na wózku inwalidzkim, o niebezpieczeństwach jazdy pod wpływem. „Liceum jest jak koła treningowe dla roweru prawdziwego życia”. „Ghost World” opowiada o tym, jak bardzo fałszywa i złudna może być ta rowerowa analogia. Enid i Rebecca nie nauczyły się nawet jeździć na swoich rowerach, a rozterka, przed którą stoją „Co zrobisz ze swoją przyszłością?”, oferuje im dwie podstawowe opcje: dostosować się lub nie. A może w ogóle nie potrzebują roweru? „Lubiłam ją o wiele bardziej, gdy była alkoholiczką uzależnioną od cracku” – szyderczo komentuje Enid, a jej zgryźliwość to zarówno broń, jak i mechanizm obronny. Gdy przyjaciółki już ceremonialnie wymierzą faka(sic!) w kierunku szkolnego budynku, symbolicznie kierują ten gest również w stronę przyszłości. Obydwie decydują się nie iść na studia, a ich decyzję można odczytywać nie tylko jako wyraz programowej dla tego duetu niechęci wobec tego, czego chcą wszyscy, ale również bunt wobec mainstreamowo-patriarchalnych instytucji, przed wtłoczeniem do których się bronią. Choć z czasem zaczną przejawiać zupełnie inne postawy wobec stawianych przed nimi społecznych wymagań, póki co wspólnie dryfują w zawieszeniu, próbując realizować fantazje o zdobyciu pracy i wynajęciu razem mieszkania w centrum miasta. Wyśmiewając się z miejscowych nieudaczników, pozerów i normalsów, zmagają się z nowo odkrytą wolnością. Z dumą określają „dziwaków, chorych i przegranych” jako swoich ludzi, a siła ich bezlitosnych uwag podnosi rangę nudnych wydarzeń na ponurych przedmieściach. Szwendają się bezcelowo, przesiadują w kawiarni w stylu lat 50-tych, wymyślają historie o innych klientach, dręczą tych, którzy je otaczają – od kelnera po ekscentryczną, ale zbyt poprawną politycznie nauczycielkę z kursu sztuki – oglądają telewizję, szukają pracy, tracą pracę i odwiedzają swojego wspólnego kochanka, Josha w jego pracy za ladą sklepu spożywczego.
W miarę upływu filmu praca Rebeki i polowanie na mieszkanie stopniowo coraz bardziej przyciągają jej uwagę w kierunku konwencjonalnych i praktycznych aspiracji do niezależności, choć jej sarkazm zdaje się zalewać ją od wewnątrz: „Niektórzy ludzie są w porządku, ale przeważnie mam ochotę wszystkich otruć” – komentuje zachowanie klientów kawiarni. Kiedy wybuchowy duet postanawia zrobić kolejny prank, tym razem żałosnemu samotnikowi, który zamieścił ogłoszenie w lokalnej gazecie, mając nadzieję na ponowne nawiązanie kontaktu z sympatyczną kobietą, którą niedawno poznał, ich pozornie niewinny żart grozi nie tylko złamaniem jego serca, ale również łączącej dziewczyny przyjaźni. Pojawienie się Seymoura (w tej roli Steve Buscemi) w Wowsville, dinerze udającym lata 50., w którym bohaterki, choć nim gardzą, nieustannie przesiadują, wzbudza w nich zdecydowanie różne reakcje. Rebecca śmieje się z nieudacznika w zielonym kardiganie, ale Enid zdaje się poruszona tym, z jaką łatwością przyjął on kolejne upokorzenie. Kiedy Enid orientuje się, że przyjaciółka, będąca do tej pory pozornym przedłużeniem jej samej, wyrasta z bezkierunkowego oszołomienia, instynktownie dystansuje się od niej, próbując uniknąć konieczności dorastania u jej boku.
W poszukiwaniu autentyczności wśród fałszu, który otacza ją na codzień, Enid zaprzyjaźnia się z Seymourem – zakotwiczonym w przeszłości, kolekcjonerem starych bluesowych płyt 78 rpm w średnim wieku. Na początku postrzega go jako zdobycz, później jako projekt, a w końcu jako swojego sobowtóra. „On jest dokładnym przeciwieństwem wszystkiego, czego nienawidzę” – zwierza się Rebece. Jest zaintrygowana obsesjami Seymoura i jego nieustannym brakiem chęci bycia akceptowanym przez społeczeństwo. Rebekę te same cechy odrzucają. Mogąc pochwalić się jedynie kolekcją płyt, tak jak Enid, Seymour jest wyrzutkiem i dorosłą wersją jej samej. Szybko stają się bratnimi duszami, fascynuje ją definiująca go obsesja na punkcie starych artefaktów, niezręczność i odcięcie od wszystkich. „Nie mogę odnieść się do 99% ludzkości” – mówi po kolejnej nieudanej randce Seymour. Jednak, podczas gdy wyobcowanie Enid częściowo składa się na jej młodzieńczą pozę, alienacja Seymoura jest zakorzeniona w poczuciu porażki i frustracji niespełnionej dorosłości. W tym momencie Ghost World mówi to, czego wielu z nas, mających okres dorastania pozornie za sobą nie chce usłyszeć: walka o dopasowanie się nie kończy się wraz z zakończeniem studiów- można spędzić całe życie, nie rozumiejąc do końca ludzi wokół siebie.
Enid nawiązuje więc najbliższy kontakt z tym, który ją najbardziej przypomina. Seymour jest kolejnym duchem w jej życiu, który tak jak ona, nie dokonał przejścia z okresu dorastania do dorosłości. Zamiast tego, wiecznie trwa w stanie zawieszenia. Dzięki niemu jednak Enid zaczyna widzieć świat z dorosłej perspektywy. Seymour jest jej drogą do samopoznania, znajduje w nim model stawania się dorosłym, lub widzi możliwość na pozostanie w stanie pomiędzy. Analiza alienacji bohaterów z perspektywy egzystencjalizmu wydaje się szczególnie adekwatna. Laura i Paul Canis przywołują w kontekście Ghost World koncepcję „godziny trzeciej” Sartre’a, który ją wyjaśnia w swojej powieści „Mdłości”[1]. „Trzecia godzina. Trzecia to zawsze za późno, albo za wcześnie, na to, co się chce robić. Dziwna pora popołudnia”[2]. Faktycznie, specyficzna „magiczna przestrzeń” pod koniec lat nastoletnich, w których człowiek czuje, jakby już przekroczył swoje dawne ja, ale nie jest gotowy na obowiązki związane z dorosłością, wydaje się dokładnie opisywać to, co przeżywa Enid oraz stan, w którym trwa Seymour. Enid z lęku przed pobudką włącza same drzemki, a Seymour przespał już chyba wszystkie budziki. Wydaje się, że tylko dla Rebeki jest wystarczająco wcześnie, by dostosować się do obowiązków dorosłości. Film snuje opowieść o limbo, w którym znaleźli się oni wszyscy.
Zwigoff i Clowes rysują przed nami postacie, które opierają się łatwej kategoryzacji, a jednocześnie są brutalnie prawdziwe. Nieustannie uciekając od decyzji kim jest, Enid stopniowo zaczyna rozróżniać to co autentyczne, od tego co nieautentyczne. Ostatecznie nie poddaje się rozpaczy, a jej cynizm powoli łagodnieje, by zostać zastąpionym przez artystyczne spojrzenie. Ghost Worldszczerze ukazuje skutki outsiderstwa, mękę i absurdy znajdowania swojego miejsca w świecie, do którego się nie pasuje oraz próby zachowania autentyczności w obliczu dominującego konformizmu. Choć dotyka tematów rasizmu i cenzury (na długo przed cancel culture), mówi o nich raczej z perspektywy twórców, odmawiając stawiania jednoznacznych tez dotyczących problemów społecznych.
Zafascynowana tajemniczą postacią Normana – kolejnego ducha w tej historii – starszego mężczyzny czekającego na autobus, który nigdy nie powinien nadjechać, Enid podąża w jego ślady. Jeśli film zaczyna się od klimatu horroru, kończy się Fellinim. Dziewczyna wsiada do autobusu-widma, który ma ją zawieść do nieznanej przyszłości. Uciekając ze świata duchów, rozpływa się niczym przemijający wędrowiec.
W Dryfując do Betlejem Joan Didion pisała, że należy zawsze utrzymywać dobre stosunki z ludźmi, którymi kiedyś byliśmy, niezależnie od tego, czy uważamy ich za atrakcyjne towarzystwo. W przeciwnym razie, pojawią się niezapowiedziani, waląc do naszego umysłu o czwartej nad ranem. Zapominamy zarówno o miłości, jak i zdradach, zapominamy, co szeptaliśmy i co krzyczeliśmy, zapominamy, kim byliśmy[3]. Aż chciałoby się sparafrazować Sartre’a i napisać „o trzeciej nad ranem”. Ja wciąż jestem z Enid w kontakcie. Bo zawsze jest jakaś Enid. I zawsze jest jakiś Ghost World.
Aleksandra Pyziak-Sadulska
[1] Laura Canis i Paul Canis, Jean-Paul Sartre Meets Enid Coleslaw. Existential Themes in Ghost World [w:] Comics as philosophy, red. Jeff McLaughlin, University Press of Mississippi / Jackson, 2005 s. 130-153.
[2] Jean-Paul Sartre, Mdłości, przeł. Jacek Trznadel, Zielona Sowa, Warszawa, 2005, s.20.
[3] Joan Didion, Dryfując do Betlejem, przeł. Mikołaj Denderski, Wydawnictwo Cyranka, Warszawa, 2021.
zdj. materiały prasowe filmu Ghost World ze strony imdb.com