Belfast (Kenneth Branagh, 2021)
Chyba jestem w mniejszości, ale Belfast podobał mi się bardziej od Romy, którą rzekomo kopiuje. Jednak po czasie utrzymuje się u mnie uczucie jakiegoś artystycznego fałszu płynącego z filmu Cuaróna, głównie dlatego, że w filmie o swoim dzieciństwie nie opowiadał do końca o swoim dzieciństwie, a także dlatego, że był to jednak trochę pocztówkowy film z przesadnie dopieszczoną stroną wizualną izolującą widza od sfery emocjonalnej. Tymczasem Belfast oczywiście jest sentymentalny, jest ckliwy, Branagh uwypukla na koniec morały ustami Judi Dench, ale jest to szczere. Czuję, że opowiada on o swoim dzieciństwie, próbując dalej patrzeć na nie oczami dziecka, widząc, chociażby sytuację zagrożenia życia jakby była pojedynkiem rewolwerowców z westernu.
Patrzę na ten film z perspektywy fana reżysera. Jest tam masa nawiązań do kariery Kennetha Branagha, a to Buddy (Jude Hill) czyta komiks o Thorze, a to w wątku pierwszej miłości główny bohater zostaje nazwany „Romeo”. To jest po prostu urocze kino celebrujące niewinność w nie zawsze niewinnych sytuacjach, w końcu dorastanie bohatera odbywa się na tle konfliktu protestantów z katolikami w Belfaście. Wydaję mi się, że teraz właśnie takiego kina szczególnie potrzebujemy.
Poza tym scena z ojcem głównego bohatera śpiewającym Everlasting Love jego matce. Mam nowe marzenie!
Miłość, Seks & Pandemia (Patryk Vega, 2022)
Słyszałem parę razy opinie, że jedyną rzeczą broniącą Patryka Vegę jest to, że w jego filmach jest całkiem sporo silnych postaci kobiecych, co ma rzucać się w oczy na tle ubogiego w nie polskiego kina. Mam nadzieję, że po najnowszym filmie Vegi te osoby przejrzą na oczy, ponieważ po tym seansie mam wrażenie, że nienawidzi on kobiet, że nakręcił film, który jest spełnieniem najbardziej mokrych snów siedzących w najciemniejszych piwnicach inceli. W nowym filmie Vegi mamy bohaterkę pozorującą gwałt, żeby wrobić mężczyznę, którego oczerniła, kolejną, która hamuje karierę swojego chłopaka, żeby móc z nim uprawiać seks, a jeszcze inna upadla się dla mężczyzny arabskiego pochodzenia, który znęca się nad nią psychicznie i fizycznie, tylko dlatego, że czuje się przy nim jak prawdziwa kobieta. Poglądy na pracę seksualną reżysera też są mniej więcej tak progresywne, jak te twórców Dziewczyn z Dubaju. Żeby nie było, to mężczyźni też nie są przedstawiani w lepszym świetle, ale już w poprzednich „dziełach” Vegi nie byli. Teraz jest on już pełnoprawnym mizantropem, a co najgorsze znowu robi to co robi z religijnymi frazesami na ustach, szukając jedynej możliwości zbawienia dla swoich postaci w kościele.
Nie byłby to też w pełni spełniony film Patryka Vegi, gdyby nie kryptoreklamował Cinkciarz.pl, a tym razem na dodatek łączy to z wątkiem religijnego zbawienia. Nie żartuję. W pewnym momencie filmu chwilowo nawrócony były pracownik seksualny i striptizer postanawia przelewać swoje zarobione na grzechu pieniądze na biedne dzieci w Afryce, jednak bank obcina mu ogromny procent na przewalutowaniu i przelewie pieniędzy do państwa Trzeciego Świata. Dowiaduje się on jednak o istnieniu Cinkciarz.pl, który robi to po o wiele korzystniejszych warunkach, dzięki którym cała suma trafia do zakonnicy opiekującej się dziećmi w Afryce. Serio, nie żartuję, a co najgorsze Patryk Vega też nie żartował i zrobił to w pełni na serio.
Moonfall (Roland Emmerich, 2022)
Nie spodziewałem się, że to kiedyś powiem, ale jestem pełen podziwu dla Rolanda Emmericha. Nie dlatego, że Moonfall jest dobrym filmem, bo oczywiście nie jest, ale niemiecki reżyser jest konsekwentny w swojej wizji, a na dodatek chyba nakręcił swój najbardziej pojechany film. Moonfall jest oparte na najbardziej foliarskich teoriach spiskowych. Księżyc okazuje się być tak naprawdę sztuczną konstrukcją zbudowaną przez obcą rasę i zaczyna spadać w kierunku ziemi. Emmerich jest konsekwentny nie tylko w swoich katastroficznych fabułach, ale również w typach bohaterów, którzy zasiedlają jego apokaliptyczne historie. Na ratunek ziemi ruszają niepokorne postacie, skreślone przez społeczeństwo – zwolniony przez NASA kosmonauta Brian Harper (Patrick Wilson), jego była partnerka z pracy Jocinda Fowler (Halle Berry) i głosiciel teorii spiskowych KC Houseman (John Bradley). Tak, w tym filmie foliarz leci w kosmos, na dodatek foliarz ze sporą nadwagą.
Ale przecież nie o realizm tutaj chodzi, a Moonfall w byciu złym filmem, pornografią zniszczenia, dostarcza całkiem niezłej frajdy.
Mój dług (Denis Delić, Bogusław Job, 2022)
Może naoglądałem się za dużo filmów Patryka Vegi i innych polskich produktów filmopodobnych, jak Gierek czy Dziewczyny z Dubaju, ale naprawdę nie uważam, żeby Mój dług był złym filmem. Nie, żeby był filmem dobrym, ale jest filmem oglądalnym, przy którym nie zgrzytałem zębami co dziesięć sekund. Oczywiście postawiony obok Długu Krzysztofa Krauzego wypada niczym Obcy: Przebudzenie przy oryginale Ridleya Scotta, ale twórcy nie mieli żadnych ambicji, żeby dorównać tamtemu filmowi. Nakręcili coś w typie jego kontynuacji, skupili się na czasie, który Sławomir Sikora (Bartosz Sak) spędził w więzieniu i na jego walce o prezydenckie ułaskawienie. Szkoda, że bardziej nie rozwinęli wątku, w jaki sposób film Krauzego wpłynął na uniewinnienie Sikory, ale samo to, że ten wątek został podjęty, jest po prostu pozytywne dla miłośnika kina, bo pokazuje, że kino może mieć prawdziwe znaczenie.
Film nie jest tak w stylu Patryka Vegi, jakby można się spodziewać po zwiastunach, ale też nie jest to ciężki dramat więzienny. Ot, nie wiadomo po co powstał, do zapomnienia, ale oglądalne. Idealnie średni film.
Śmierć na Nilu (Death on the Nile, Kenneth Branagh, 2022)
Jestem ogromnym fanem Agathy Christie, a Kenneth Branagh, to jeden z moich ulubionych reżyserów, pomimo to nie kupiłem zupełnie jego Morderstwa w Orient Expressie. Było zbytnio przestylizowane, Branagh był bardziej skupiony na ustawianiu kamery pod efektownymi kątami niż na budowaniu napięcia. Chciał po prostu zrobić z kameralnej opowieści efektowny blockbuster.
Tym razem zaadaptował powieść z większym blockbusterowym potencjałem i… zrobił o wiele mniej efekciarski film. Nie jest to wada, Śmierć na Nilu ogląda się przyjemnie, ale to o wiele prostsza historia kryminalna niż Morderstwo w Orient Expressie i zupełnie nie wiem po co znowu ją zekranizowano, ale dla gwiazdorskiej obsady można obejrzeć, bo to po prostu przyjemny seans. Może przyjemniejszy, gdy nie znacie materiału źródłowego.
PS Armie Hammer nie je ludzkiego mięsa w tym filmie, ale zaznaczam jego udział, bo on sam może być dla niektórych triggerem.
Uncharted (Ruben Fleischer, 2022)
Schematyczna przygodówka z kompletnie nierealistycznymi przegiętymi scenami akcji… czyli film jest dokładnie tym, czym są gry video z serii Uncharted, a w szczególności druga i trzecia część. Nie łapię krytyki, ktoś się spodziewał czegoś innego? Nie mówię, że jest to nowy Indiana Jones, ale między Tomem Hollandem, Markiem Wahlbergiem a Sophią Ali jest wystarczająca ilość chemii, Banderas jest uroczo przerysowanym megalomańskim antagonistą, a Tati Gabrielle bezwzględną wyrachowaną morderczynią i to wszystko w połączeniu z niesamowicie przegiętymi scenami akcji wystarczyło, żeby uzyskać film, który jest idealnym odmóżdżającym seansem do popcornu po wyczerpującym tygodniu. W tym filmie żaglowce latają przyczepione do helikopterów! Jeśli po tym zdaniu pojawiły się u Was ciarki, chociażby na części ciała, to polecam.
Jasiek Bryg
Źródło zdjęcia: oficjalne materiały prasowe filmu Belfast