Choć obecnie produkcje Pixara mają sinusoidalną formę, ze względu na fakt, iż filmów spod znaku skaczącej lampki biurkowej jest zdecydowanie więcej niż drzewiej bywało, jednak niezaprzeczalnie studio wciąż dostarcza wysokojakościowych filmów animowanych, na których wzruszają się nie tylko najmłodsi, ale także dorosłe osoby. Pixar ma za sobą dwadzieścia siedem lat historii, niemniej dopiero przeglądając jego filmografię z lat 2000-2010, dostrzeżemy, że to właśnie w tym okresie studio wytyczyło sobie ścieżkę, którą podąża do dziś.
Najpierw troszeczkę historii. W końcu zazwyczaj w dziejach kinematografii bywa tak, że często za niezwykłymi produkcjami stoją wizjonerskie umysły. W przypadku Pixara ten schemat pasuje wzorowo. Otóż w latach 70. ubiegłego wieku Lucasfilm, należący do Georga Lucasa, tworzy komputer o nazwie Pixar – dzieło inżynierii specjalizujące się w tworzeniu animacji komputerowej. Później w wytwórni utworzono dział, poświęcony tejże dziedzinie. Jednak w 1986, kiedy Steve Jobs opuścił Apple, wykupił ową filię, tworząc studio, produkujące filmy animowane. Tak oto, dopiero dziewięć lat później powstaje pierwsze Toy Story (J. Lasseter, 1995). Produkcja zapisała się w annałach historii, będąc pierwszym filmem animowanym w całości wygenerowanym przez komputer.
Do początku XXI wieku studio stworzyło jeszcze Dawno temu w trawie (J. Lasseter 1998) oraz sequel pierwszego pełnometrażowego dzieła Pixara – Toy Story 2 (J. Lasseter, 1999). W szczególności ostatnia wymieniona produkcja będzie swoistą zapowiedzią jednego z kluczowych wyznaczników studia, jaką jest dojrzała tematyka dzieł. W końcu Chudy na swej drodze spotyka porzucone zabawki, a zwłaszcza Jessie, opuszczoną przez swoją właścicielkę. Ten motyw będzie dobitniej rozwinięty w przypadku trzeciej części, o której wspomnę na koniec.
W interesującym nas przedziale czasowym pierwszą produkcją Pixara są Potwory i spółka (P. Docter, 2001). Film miał wielkiego pecha, gdyż jego premiera zbiegła się z wypuszczeniem na szerokie wody Shreka. Jak pokazała historia, ten drugi święcił zdecydowanie większe triumfy, zaskarbiając sobie serca widzów oraz krytyków, czego dowodem był zdobyty Oscar za najlepszą pełnometrażową animację (wówczas nagrodę w tej kategorii przyznano po raz pierwszy). Jednak obie produkcje są do siebie nieco podobne. Potwory i Spółka bowiem uwidocznią kolejny faktor dzieł Pixara, jakim jest niekiedy pomysłowe przełamywanie znanych konwencji. Mamy do czynienia z ironicznym odwróceniem ram horroru. Bohaterowie straszą małe dzieci (jak to bywa w filmach grozy) w celach pozyskania energii z ich krzyku, jednak panicznie się ich boją, uważając ich dotyk za wyjątkowo toksyczny. Należy pamiętać, że taka konwencja jest mniej mainstreamowa. Być może to było kolejnym powodem większej rozpoznawalności Shreka – przełamywanie schematów z baśni może trafiać do szerszej publiczności.
W przypadku Iniemamocnych (B. Bird, 2004) możemy mówić o istotnym przełamaniu, jednakowoż znanym przez wyjadaczy komiksów superbohaterskich. Mowa tu o koncepcie znanym z Watchmenów, w którym obserwujemy superludzi, próbujących poradzić sobie z życiem przeciętnego człowieka, nie korzystając ze swoich supermocy. Jednakże Iniemamocni są reprezentantem kolejnej istotnej cechy późniejszych filmów Pixara. Tak jak Toy Story 2, delikatnie sugerowało dojrzałe tematy, tak pierwszy animowany film Brada Birda jest wypełniony nimi po brzegi – kryzys wieku średniego (poprowadzony również w trzecich Autach), temat potencjalnej zdrady w związku małżeńskim, wreszcie rozczarowanie idolami dzieciństwa, co udowadnia przykład głównego złoczyńcy produkcji – Syndroma. Iniemamocni, podobnie jak Potwory i Spółka, zapowiadają inną, równie istotną cechę filmów Pixara. Łatwo możemy zauważyć, że bohaterami dzieł amerykańskiej wytwórni są postacie wyraźnie inne, odmienne od szeroko pojętych norm społecznych. Widać to na przykładzie dwóch wspomnianych filmów, ale w zasadzie ten motyw pojawia się w prawie wszystkich filmach Pixara z omawianej dekady. Udowadnia to Ratatuj, gdzie głównym bohaterem jest szczur, próbujący swoich sił w sztuce kucharskiej. Z wiadomych względów, wśród potencjalnych konsumentów, perspektywa spożycia posiłku, przygotowanego przez gryzonia, może przyprawiać o mdłości. Dlatego też Remy dosłownie steruje swoim człowieczym przyjacielem jak kukiełką, przygotowując najwyższej klasy dania. Wreszcie WALL-E (A. Stanton, 2008) w warstwie eksplicytnej opowiada o pozornie niemożliwej miłości robota, odpowiadającego za zbieranie śmieci, z EVĄ, przypominającej produkt pochodzący prosto z taśm produkcyjnych Apple’a.
Niemniej skupmy się na tych dojrzalszych tematach. Takowym atakuje pierwsza scena Gdzie jest Nemo (A. Stanton, 2003). Ta bowiem ustanawia temat całej produkcji. Ojciec tytułowego bohatera jest świadkiem traumatycznej sceny, w którym ginie jego żona i niemal wszystkie latorośle, z wyjątkiem Nemo. Dzieci odnajdą tu prostą przypowieść o autorytecie rodziców, ci zaś zobaczą zgubne skutki nadopiekuńczości (nawet jeśli motywowana jest ona troską o pierworodnych). WALL-E to traktat o zgubnych działaniach człowieka, niszczących ekosystem Ziemi. Temat w zasadzie adekwatny zarówno dla dzieci, jak i dorosłych został podany w formie, która jednak może nieco nudzić najmłodszych odbiorców (w końcu w przeciągu pierwszych trzydziestu minut, film nie posiada żadnych dialogów). Odlot (P. Docter, 2009)zaś w szczególności zasłynął dzięki sekwencji montażowej, ukazującej życie małżeństwa Fredricksenów. Mówiąc górnolotnie to proza życia. Śmiech i dywagowanie o realizacji marzeń i pasji, przeplatany jest z problemami z zajściem w ciąże żony. Sekwencje kończy jej nagła śmierć. Ponownie, prosta opowieść o tym, aby nigdy nie rezygnować ze swoich marzeń i pasji została podana w sposób zarówno docierający do dojrzałych odbiorców, jak i do dzieci (w końcu dalej mamy do czynienia z konwencją, znaną z kina nowej przygody, okraszonej uroczym strusiem i gadającym psem).
Wreszcie symbolicznym zwieńczeniem formującej dekady Pixara jest trzecia część trylogii Toy Story (L. Unkrich, 2010), serwujące widzom egzystencjonalny rollercoster. Po depresyjny początek, kiedy zabawki Andy’ego lata świetności mają już za sobą, końcówkę, która w mojej opinii wcale nie przynosi wielkiej ulgi (zwiastuje jedynie zapętlenie, w którym znalazła się banda Chudego – w końcu kiedyś ich nowy właściciel także dorośnie), po tragiczną genezę antagonisty Misia Tulisia, porzuconego w koszu na śmieci przez dziewczynkę i zastąpionym „nowym modelem”.
Mimo iż kolejna dekada w historii studia Pixara zaliczy kilka pierwszych poważnych wpadek (Auta 2, Dobry dinozaur oraz Uniwersytet Potworny), tak jasno wykrystalizowała się dalsza polityka twórcza Pixara. Mamy do czynienia z kontynuacjami wyrobionych już marek (dla przykładu: specjalnie nie pisałem o Autach, ponieważ dopiero trzecia odsłona cyklu okaże się tą najdojrzalszą), dalsze przetasowywanie schematów, jak w W głowie się nie mieści, czy Naprzód, przywodzące kreatywność znaną z Potworów i spółka. Wreszcie doczekamy się kontynuacji, które poziomem wrażliwości dorosną do swoich poprzedniczek, jak miało to miejsce w Iniemamocnych 2 oraz epilogu sagi o zabawkach – Toy Story 4.
Słowem zakończenia należy porównać dokonania studia Pixara z innymi gigantami animacji (celowo pomijam produkcje stricte Disneya, gdyż są to dzieła wysoce odrębne od Pixara, choć wywodzące się z tego samego szyldu). DreamWorks, choć potrafi niekiedy dorównać poziomem kreatywności (wspomniany Shrek, czy nieco już zapomniany Megamocny), do tej pory nie wykazał się taką dojrzałością w opowiadanych tematach. Dla przykładu: w gamie produkcji tego studia dojrzałe tematy pokroju śmierci, traumy bądź zwyczajnie ciężkich i trudnych emocji są niekiedy romantyzowane, a wyśrubowane gagi często ujmują powagi przedstawianym wydarzeniom. Illumination zaś ponownie możemy rozważyć jako inną ligę. To produkcje zdecydowanie skierowane do młodszych odbiorców, opierające się na slapstickowych żartach, czego koronnym przykładem jest saga(!) o Minionkach. W zasadzie w tym samym szeregu możemy umieścić animacje studia Ghibli. Ale nie oszukujmy się – to amerykański Pixar zawładnął światową dziecięcą wyobraźnią i zanosi się na to, że pozostanie tak przez wiele długich lat.
Maciej Kordal
zdj. materiały prasowe filmu Potwory i spółka ze strony studia Pixar