Reszty nie trzeba


Wyprawa na zakupy jest dla mnie równie emocjonującym przeżyciem, co podróż na pozaziemską orbitę w luku bagażowym. Pojawienie się w sklepie z zamiarem zakupu niezbędnych do godnego egzystowania produktów, niezależnie od pory dnia, nocy i cyklu księżycowego, w moim przypadku niemal za każdym razem zamienia się w wiadomą scenę ze Świątecznej gorączki. Nawet kiedy uda już mi się wyjść cało ze znacznie brutalniejszej wersji Squid Game, ściskając w ręku tak pożądaną bagietkę, bądź inne zaskakująco nieproporcjonalne pieczywo, bardzo często okazuje się, że prawdziwy koszmar ma dopiero nadejść. Takim oto sposobem, bestialsko ograbiony z możliwości wykorzystania po raz kolejny wyłączonej z użytku kasy samoobsługowej, staje wreszcie przed obliczem Ekspedienta – mitycznego stworzenia przypominającego Sfinksa. Sprzedający za chwilę zadecyduje nie tylko o losie wyłożonego przeze mnie na sklepową taśmę Świętego Graala wśród bułek, ale i pośrednio o moim własnym. Co ciekawe, gdyby taka scenka miała miejsce w zupełnie innej czasoprzestrzeni, dajmy na to w New Jersey początku lat 90., byłoby wielce prawdopodobne, że owym Sprzedawcą posyłającym mi pełne pogardy i nienawiści spojrzenie byłby sam Kevin Smith.

Zanim jeden z najważniejszych twórców amerykańskiego kina niezależnego lat 90. znalazł się przed i za kamerą, pracował w sklepie spożywczym na obrzeżach rodzinnego miasta. Pewnego dnia uznał jednak, że to już zbyt wiele. Mężczyzna złożył wypowiedzenie i zapisał się na kurs w szkole filmowej. Po pół roku Smith ponownie stwierdził, że tego już za wiele. Samodzielnie wykreślił się z listy studentów, a przeznaczone na ukończenie edukacji filmowej pieniądze ulokował w niewielkiej cyfrowej kamerze. Wyposażony w półprofesjonalny sprzęt oraz bogatszy o semestr wiedzy i nowe znajomości powrócił do dawnego miejsca pracy, znanego także pod nazwą Quick Stop Groceries. Właśnie w takich okolicznościach w 1994 roku narodzili się Sprzedawcy – niskobudżetowy debiut fabularny Smitha, fenomen Festiwalu Filmowego w Sundance oraz najistotniejszy manifest pokoleniowy dekady.

Perypetie pracującego w sklepie spożywczym Dantego oraz zatrudnionego w sąsiedniej wypożyczalni kaset Randala skonstruowane są na wzór greckiej tragedii. Mamy tutaj do czynienia nie tylko z jednością czasu, miejsca i akcji, ale również dwuosobowym chórem złożonym z dwóch miejscowych dilerów – Jaya i Cichego Boba, komentujących obecne na ekranie wydarzenia z gracją osób będących pod silnym wpływem środków odurzających. Smith nieprzypadkowo ulokował akcję swojego debiutanckiego obrazu w faktycznie istniejącym miejscu w New Jersey – najbliższej do Nowego Jorku prowincji, oraz obsadził w głównych rolach swoich przyjaciół i znajomych. Wszystkie te zabiegi miały na celu nadanie produkcji niemal dokumentalnej struktury oraz zaprezentowanie światu prawdziwej twarzy pokolenia X – młodych ludzi zagubionych w chaosie współczesności, którzy nie wiedzą, dokąd zmierzać, a ich życie codzienne oscyluje wokół poszukiwań sensu własnej egzystencji oraz nierównej walki z przytłaczającym poczuciem przeciętności. Dante i Randal nie są tutaj wyjątkami.

Przeciętność jest najważniejszą dominantą kompozycyjną obrazu Smitha. W produkcji zwyczajne zdaje się być niemal wszystko – od bohaterów, przez świat przedstawiony, aż po samą materię filmu. Czarno-białe zdjęcia zostały wykonane przy pomocy nieszczególnie zaawansowanego technologicznie obiektywu, co przekłada się finalnie na surowy, ziarnisty obraz. Paradoksalnie owa „chropowatość”, choć z punktu założenia podyktowana kwestiom finansowym, a nie artystycznym, nie tylko nadaje ostatecznie filmowi tak ważnej dla niego autentyczności, ale i pozwala widzom skupić się na najistotniejszym – dialogu.

Epizodyczna struktura narracyjna Sprzedawców oparta jest na ciągu mniej lub bardziej powiązanych ze sobą gagów, których zapalnikami są najczęściej coraz to ekscentryczniejsi klienci, z którymi muszą zmagać się nie najlepsi w swoim fachu Ekspedienci. Tempo obrazu nadawane jest właśnie przez kolejne wymiany zdań, w których bohaterowie z właściwym sobie obscenicznym poczuciem humoru dzielą się swoimi przemyśleniami na temat życia, śmierci i popkultury, szczególnie Gwiezdnych Wojen. Kevin Smith, jako twórca dobrze obeznany z medium komiksu i jeden z niewielu autorów, mających możliwość pracy zarówno dla Marvela, jak i DC, doskonale wiedział, jaką siłę rażenia mogą mieć litery odpowiednio wpisane w dymki. Takim oto sposobem kolejne linijki dialogowe zaczęły stanowić wartość same w sobie, zaś wygłaszane przez bohaterów pod adresem złego świata litanie z marszu weszły do językowego krwioobiegu. Sprzedawcy nie tylko zrewolucjonizowali amerykański rynek niezależnych produkcji, ale również z miejsca zyskali status kultowego. Czasy jednak się zmieniają, a nawet najlepsze filmy w historii kina w końcu czeka nieuniknione. Sequel.

Sprzedawcy II rozpoczynają się dość tragicznie. Quick Stop Groceries staje w płomieniach, a dwójce nieszczególnie biegłych w sztuce gaszenia pożarów Ekspedientów nie pozostaje nic innego, jak z przerażeniem wlepiać wzrok w pogorzelisko swoich młodzieńczych marzeń. Karawana znana także jako „rynek pracy w New Jersey” jedzie jednak dalej, a z nią, na gapę, zabierają się również Dante i Randal. Mężczyźni udają się na przymusową zsyłkę zawodową do baru szybkiej obsługi Mooby’s, która, choć z założenia miała być tymczasowa, zdaje się przedłużać w nieskończoność. I chociaż przy ścianie restauracji Jay i Cichy Bob ponownie odnajdują swoje miejsce na prowadzenie niezarejestrowanej działalności gospodarczej, a sama praca po raz kolejny przywodzi na myśl wszystko, co tylko nie jest związane z jakimkolwiek wysiłkiem fizycznym, to trudno jest oprzeć się wrażeniu, że coś się tutaj zmieniło. 

Druga część Sprzedawców pojawiła się na ekranach kin 12 lat po premierze oryginału. Pomiędzy 1994 a 2006 rokiem wydarzyło się naprawdę wiele. Swoją premierę miało PlayStation, na świecie pojawiła się owieczka Dolly, powstała pierwsza Biedronka, Nicolas Cage dostał Oscara, konstruktorzy Fiata ukarali ludzkość Multiplą, Jack nie zmieścił się na drzwiach, zadebiutowała Nokia 3310, nastolatkowie mieli przyjemność zagrać w pierwsze Simsy, a Marc Zuckerberg  założył Facebooka. Miał również nieszczęście wydarzyć się 11 września. Świat się zmienił. A wraz z nim zmienili się Sprzedawcy.

 Sequel debiutanckiego obrazu Smitha jest doskonale świadom wszystkich niepokojów społecznych charakterystycznych dla początku nowego milenium. Dante i Randal, z racji ponad 30 lat na karku, to postaci znacznie bardziej poobijane i doświadczone przez życie, które zostały zmuszone do funkcjonowania na śmietnisku własnej tożsamości. Choć z charakterystycznym poczuciem humoru nadal komentują własne otoczenie i naśmiewają się z każdego klienta, którego niechętnie przyjdzie im obsłużyć, to coraz częściej obracają ostrze krytyki w swoją stronę. Przez te wszystkie lata bohaterowie nie nabrali może szczególnej ogłady, jednak nauczyli się postrzegać samych siebie z odpowiednią dozą krytycyzmu i autorefleksji, niejednokrotnie maskując to robieniem dobrej miny do złej gry. Choć do wykreowanego przez Smitha świata zawitała nigdy niewidziana wcześniej na taką skalę melancholia, to zarówno filmowe uniwersum, jak i funkcjonujący w jego obrębie bohaterowie, nabrali dzięki temu głębi, stając się nie tylko trójwymiarowi, ale i realni. Nie oznacza to jednak, że reżyser miał jakiekolwiek opory przed rozpoczęciem produkcji żartem o terroryzmie.

Zgodnie z hollywoodzkimi zasadami dotyczącymi kręcenia filmowych kontynuacji, druga część serii powinna być niemal identyczna z pierwszą, z tą tylko różnicą, że wszystko musi być w niej „bardziej”.  Sprzedawcy II nie są jednak taśmowym sequelem oryginału. Produkcja, choć na pierwszy rzut oka niemal bliźniacza, rezygnuje z charakterystycznej dla części pierwszej epizodyczności, skupiając się na opowiedzeniu jednej, konkretnej i nadal zgodnej z zasadami trzech jedności, historii. Tym, co ostatecznie sytuuje ją jako „prawdziwy” sequel, jest poczucie humoru. Owszem, już oryginał był wulgarny i bezkompromisowy, jednak kontynuacja nie tyle idzie o krok dalej, ile wsiada w odrzutowiec i dwukrotnie okrąża Ziemię. Smith nie uznaje tutaj żadnych świętości oraz granic dobrego smaku, zarówno naśmiewając się z nieudolnych prób odzyskiwania rasistowskich określeń, jak i opierając finał filmu na żarcie dotyczącym stosunku z osłem. Co ciekawe, nawet pomimo chwilami mocno dyskusyjnego poczucia humoru, produkcja nadal ma serce po właściwej stronie. Nie przeszkadza jej w tym nawet kolor.

Jedną z cech charakterystycznych dla Sprzedawców A.D. 1994 była surowa, czarno-biała forma filmu. Debiutujący się na łamach drugiej części kolor pojawia się po raz pierwszy w płomieniach dewastujących Quick Stop Groceries, z których to szybko przelewa się na cały świat przedstawiony, stając się tym samym widzialnym symbolem przymusowej zmiany. Smith przy pomocy barw zrywa z ustanowionym przez siebie status quo, dokonując charakterologicznej dekompozycji Sprzedawców i spinając całość przy pomocy monochromatycznej klamry. Rozpiętość kolorystyczna świata przedstawionego silnie kontrastuje z szarym życiem Ekspedientów, igrając równocześnie z odbiorczymi przyzwyczajeniami widzów. Kolor w obrazie Smitha szybko przyjmuje rolę pełnoprawnego bohatera, ostatecznie zadając kłam twierdzeniu, że nawet nie powinno go tu dzisiaj być.

Zarówno pierwsza, jak i druga część Sprzedawców stały się swoistymi symbolami swoich czasów, jawnie komentującymi zarówno stan ówczesnego świata, jak i same siebie. Popełniłem powyższy tekst w wieku Ekspedientów, pracując w miejscu będącym syntezą wszystkich miejsc ich zatrudnienia znanym też jako kino. Pomimo stanowiska, jakie piastuje, nadal cierpię na Chorobę Posprzedawczą, nauczony przez reżysera, że osobom takim jak ja po prostu najbezpieczniej jest nie ufać. W końcu, o zgrozo, Sprzedawca to taki sam człowiek jak każdy inny. Czego by nie mówić o ludziach, którzy nigdy nie mają drobnych, jedno jest pewne. Bez Kevina Smitha zarówno współczesne kino, jak i codzienne wyprawy do sklepu spożywczego nie byłyby takie same. 


Paweł Maksimczyk

zdj. materiały prasowe filmu Sprzedawcy II z serwisu imdb.com

,